Dlaczego w Gdyni warto się upominać i mówić głośno o swoich problemach? Ponieważ wtedy okazuje się, że są inni w bardzo podobnej sytuacji, co zwiększa szanse na to, że będziemy wysłuchani. Gdynia jest rodzinna, ale czasami trzeba po prostu się upomnieć.
Wiecie co mnie najbardziej irytuje w różnych sytuacjach życiowych? Po prostu niemoc i bezradność. Mam wrażenie, że zawsze ja mam się wczuć w rolę innych i ich zrozumieć, ale mojej sytuacji nikt nie chce pojąć. Często okazuje się, że w swoich problemach nie jestem sama. Ludzie boją się o nich mówić głośno, często w obawie o sankcje czy nieprzyjemności choćby w Social Mediach. W Gdyni warto mówić głośno i szukać osób o podobnych problemach do rozwiązania.
Kiedy 9 lat temu przeprowadziliśmy się na Chwarzno nie zdawałam sobie sprawy, że może być problem, aby posłać dziecko do żłobka czy przedszkola. Zawsze wydawało mi się, że życie z dzieckiem będzie usłane różami. Chyba to było moje najbardziej mylne założenie życia.
Najpierw okazało się, że to nie takie proste, aby wysłać dziecko do żłobka i wrócić do pracy. Dlaczego?
- Miejsc w żłobkach samorządowych było wtedy niewiele.
- W prywatnym punkcie opieki (zresztą bardzo fajnym), okazało się, że dziecko tak często choruje, że w placówce to raczej okazjonalnie bywało.
- Przy zarobkach ponad 3 tysiące na rękę (przed dzieckiem wydawało mi się to dużą sumą), okazało się, że nie da się wynająć niani.
To był pierwszy mit, który u mnie runął. Wtedy jeszcze przyjmowałam pewne rzeczy ze spokojem, było to dla mnie coś nowego.
Jak powstało przedszkole nr 58 na Chwarznie?
Kolejne zdziwienie przyszło dość szybko, kiedy dziecko trochę podrosło i przyszedł czas na przedszkole. Wyobraźcie sobie, że 5 lat temu na Chwarznie było tylko jedno przedszkole samorządowe. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy nawet nie było szans na rekrutację? W przedszkolu było wolnych 30 miejsc na kilkaset chętnych dzieci z dzielnicy, gdzie pierwszeństwo miały osoby w szczególnych sytuacjach: samotni rodzice, rodziny wielodzietne, z niepełnosprawnością itd.
Wtedy – chyba pierwszy raz – coś zaczęło we mnie pękać. Okazało się, że nie tylko we mnie. Mieszkańcy dzielnicy (oczywiście z ogromnym wsparciem Rady Dzielnicy) w pewien sposób wywalczyli budowę przedszkola nr 58 przy ul. Kwiatkowskiej. Pamiętam zdziwienie pana wiceprezydenta Bartoszewicza wysoką frekwencją na spotkaniu w szkole w sprawie przedszkola. Mieszkańcy byli nieugięci. Znalazło się także rozwiązanie, aby obejść wszystkie procedury. Na swojej działce Hossa wybudowała przedszkole w zaledwie kilka miesięcy i przekazała wraz z działką miastu w zamian za inne tereny (jakie? nie mam pojęcia, wtedy nas to nie interesowało) i nasze dzieci mogły pójść do nowego przedszkola od stycznia 2018 roku. Przyjęli wtedy wszystkich chętnych, jak leci. W związku z tym więcej niż połowa dzieci była z jednego rocznika (ówczesnych 3-latków).
Lata mijają, a żłobka samorządowego na Chwarznie nie ma
Niedługo potem znów stanęłam przed problemem żłobka. Tym razem postanowiłam walczyć. Myślałyśmy z koleżanką, że nadchodzące wybory samorządowe nam pomogą. Wtedy na własnej skórze dowiedziałam się, co to znaczy, kiedy władza ma w nosie obywatela, mieszkańca. Kiedy mamiono ludzi basenami, obiektami sportowymi. Pamiętam dyskusje, gdzie „lekceważono” moje posty na temat żłobka na Chwarznie lub koncepcji zwracania kosztów w prywatnych placówkach. Inni mieszkańcy dzielnicy mówili wtedy, ale będzie basen i przecież nasz radny dzielnicy (wtedy pan Jakub Ubych, którego bardzo cenię za jego pracę na rzecz Chwarzna-Wiczlina w tamtym czasie) mówił, że kiedyś będzie żłobek na Chwarznie. W tamtym czasie według wielu mieszkańców, kiedy ktoś mówił, że coś będzie to znaczy, że będzie, nieważne za ile lat.
Żłobek samorządowy na Witominie
Wtedy nie byłam sama z problemem braku miejsca w żłobkach samorządowych. W tym czasie trwała rozbudowa żłobka na Witominie. Zetknęłam się z kłamstwem od ludzi, których wybieraliśmy. Raz mówiono, że rozbudowują żłobek za 10 milionów na Witominie, a nie budują na Chwarznie, ponieważ tak nakazało im ministerstwo (samorząd pozyskał środki z programu Maluch+). Innym razem radny z Samorządności chwalił się, że to był jego pomysł, aby rozbudować żłobek w tym miejscu. Za te pieniądze można było śmiało postawić żłobek w innej dzielnicy i to taki z dobrze działającą wentylacją i klimatyzacją. Wyobraźcie sobie, że rozbudowany żłobek na Witominie przyjmuje w jednym miejscu około 200 maluchów. 200 dzieciaczków, które biorą wszystko do buzi. Dodatkowo zapomniano np. o odpowiedniej wentylacji czy klimatyzacji. Rodzice zrzucali się na wiatraki, bo nie dało się tam wytrzymać w ciepłe dni i nie mówię wcale o upałach.
Do tego miasto przed wyborami stworzyło też program, z którego finansowało miejsca dla dzieci w prywatnym żłobku. Niestety, wymagania miasta w stosunku do placówek były tak wygórowane, a terminy tak krótkie, że załapała się tylko jedna placówka (która już wcześniej współpracowała z miastem). Czułam, że to zostało zrobione w stylu „niech te matki się od nas odczepią”…
Od tamtej pory minęły jakieś 4 lata.
Basen na Chwarznie
Kto pływał w basenie na Chwarznie? Mówię o tym nowym przy „szkole Microsoftu” na Wiczlinie? Nie pływaliście? A może ktoś z Was posłał dziecko do żłobka samorządowego w tej dzielnicy? Też nie?
Ciekawostką jest to, że osoby, które wtedy często mnie uciszały i nie rozumiały o czym mówię… teraz same na dzielnicowych grupach niejednokrotnie poruszały temat żłobków i przedszkoli.
Przedszkola zamknięte w wakacje
W zeszłym roku (już kolejny raz w czasie pandemii) zamknięto przedszkola samorządowe na miesiąc w Gdyni bez żadnej placówki zastępczej. Oczywiście okłamywano nas – rodziców – prosto w oczy. Szantażowano nas, że przez nas nauczyciele nie będą mieć urlopu. Próbowano skłócić nas z nauczycielami, wychowawcami, pracownikami przedszkola, których bardzo cenimy. Dodatkowo wmawiano nam, jakimi jesteśmy złymi rodzicami, ponieważ nie chcemy spędzać wakacji z dzieckiem. Okłamywano nas zasłaniając się nakazami, których nie było. Niestety, nikt z urzędników nie chciał wejść w nasze buty. W efekcie wielu rozmów, pism, nagłośnienia sprawy, moje dziecko dostało miejsce w placówce zastępczej (choć tu chyba przede wszystkim dzięki wsparciu naszej pani dyrektor, która zawsze stawia dzieciaki na pierwszym miejscu). Nie każdy miał taką możliwość.
Prawda była taka, że to my rodzice stoimy ciągle przed wyborem co zrobić, kolejny opiekuńczy to znów niższe wynagrodzenie, krzywe spojrzenia z pracy, a być może jej utrata. Urlopu często już nie było w tym czasie, przecież jak nie kwarantanna to był lockdown, a po powrocie dziecka do przedszkola były jeszcze zwykłe choroby. Rady typu, babcia z dziadkiem pomogą też nie są dla każdego. Nie każdy może liczyć na takie wsparcie. Nasi rodzice sami często jeszcze pracują. Gdynia jest też młodym i napływowym miastem. Często można spotkać osoby, które rodziny mają całkiem daleko.
Na szczęście ten problem jest za mną. Mam nadzieję, że w tym roku się nie powtórzy. Za to na kolejnym etapie edukacji mamy kolejne zetknięcie z rzeczywistością – tym razem szkolną, ale o tym innym razem.
Zobacz: Rodzicu, radź sobie sam
Napisz odpowiedź