W Centrum Obsługi Mieszkańca w Rivierze od środy, 16 marca, wszyscy obywatele Ukrainy uciekający przed wojną mogą starać się o nadanie polskiego numeru PESEL. Jednak nie jest to prosta operacja. To batalia z tłumem, z urzędnikiem i brakiem organizacji. Szczęściarzem ten, komu się udało.
Kilka słów o tym, jak nie w Gdyni udało się uzyskać numer PESEL przez zamieszkałych w Gdyni obywateli Ukrainy.
Zobacz też: Na pomoc Ukrainie – felieton Aleksandry Kosiorek.
Pierwsze podejście, czyli totalny chaos i brak organizacji
Jest godzina 10.15, czwartek, 17 marca 2022 r. Przyjeżdżam do Riviery z dwiema Ukrainkami, które uciekły z bombardowanego Charkowa. Dokumenty wypełnione, zdjęcie zrobimy na miejscu, wszystko gotowe. Centrum Obsługi Mieszkańca nie jest jednak gotowe. Trudno dostrzec koniec kolejki. Osoby można liczyć w setkach. Nasłuchujemy i sprawdzamy, co mówią urzędnicy.
Podchodzimy do pani urzędnik (tej jedynej bez maseczki), która stoi przed wejściem i rozgląda się Chcę zadać pytanie o liczbę terminów i czy dzisiaj będą w stanie obsłużyć wszystkich. Na chęciach się skończyło. Pani urzędnik nie pozwala mi zadać pytania, lecz odsyła na koniec kolejki. Po szybkim otrząśnięciu się z szoku, mówię, że potrzebuję tylko informacji, a kolejka stoi po PESEL lub nadanie terminu. Słyszę tylko „na koniec kolejki”. Czuję się jak nieposłuszny zwierzak domowy, który za karę musi iść do swojego kojca. Nie idę.
Ustawiamy się w kolejce, ale tej krótszej, do fotobudki po zdjęcie. I słusznie, bo już o godz. 11.26 pada komunikat (wykrzyczany ustami urzędników), że koniec numerków, proszę się rozejść, terminy rozdane na tydzień i zapraszamy (równie tłumnie) za tydzień w czwartek. Setki osób, nie mając innego wyjścia, zostają odesłane nawet nie z kwitkiem. Z niczym. Mają przyjść za tydzień i znowu nie mieć pewności czy w ogóle uda im się umówić na termin. W kolejce po zdjęcie studiuję specustawę.
Problemy nie tylko w Gdyni. O segregacji i innych absurdach
W Ustawie z dnia 12 marca 2022 r. (jakże symboliczna dla Pomorza data) o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa czytam, że „(…)Obywatelowi Ukrainy, którego pobyt na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej uznaje się za legalny na podstawie art. 2 ust. 1, na podstawie wniosku złożonego w DOWOLNYM organie wykonawczym gminy na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, nadaje się numer PESEL(…)”
Skoro „w dowolnym”, postanawiam wybrać się w najbliższym czasie do urzędu którejś z ościennych gmin Gdyni. Nauczona dotychczasowymi doświadczeniami, taką wizytę poprzedziłam telefonem. W sumie dziesiątkami telefonów do wielu urzędów gmin, nie tylko tych ościennych. Pozwolę sobie tutaj na wybiórcze, moim zdaniem najciekawsze, informacje, jakie usłyszałam w ciągu dwóch godzin wybierania przeróżnych numerów.:
– W Juracie dowiedziałam się, że mogę przyjechać w każdej chwili. Nadają PESELE, wszystko super. Fajnie, ale może znajdzie się coś bliżej.
– W Żukowie terminy tak odległe, że pomyślałam, iż można wprowadzić tam akcję „PESEL może na wakacje”
– We Władysławowie zniecierpliwiona pani urzędniczka powiedziała, że muszę przyjechać, by się umówić na termin, a potem przyjechać drugi raz. A najciekawsze było to, że nie mogłam zostać przełączona do wydziału, który nadaje PESEL, aby umówić się na termin, ponieważ „tam nie ma telefonu”. Witamy w 21. wieku.
– W Luzinie postawili na segregację Ukraińców na „tych naszych” i „tych z zewnątrz”. Usłyszałam, że PESEL w Luzinie w pierwszej kolejności nadawany jest osobom z Ukrainy, które mieszkają na terenie gminy Luzino. Pozwoliłam sobie na niegodne obywatelskie zwrócenie uwagi, że Ustawa tego nie reguluje, ale pani urzędniczka uznała, że oni „tak tu sobie z tym radzą”. Jak widać, można dowolnie interpretować prawo i decydować, który Ukrainiec ma pierwszeństwo w Luzinie.
– W Krokowej termin na 6 kwietnia. Wspaniale, będziemy czekać zaledwie dwa tygodnie! Biorę od razu. Ale też dzwonię dalej…
– Szemud, nie ma szans. Kolejka na 40 osób, nie umawiają.
– W Helu system nie działa, tak też dzisiaj nie obsługują. Nie umawiają także – no cóż.
– Łęczyce, terminy odległe, może do Wielkanocy się uda, może gdzieś się wciśnie, ale tak nie za bardzo…
Jastarnia czy Przywidz? A może Miastko?
Wygląda na to, że pozostaje mi wybrać się do Jastarni. Po tylu odmowach dobrze jednak zadzwonić ponownie do Jastarni, by się upewnić, że nie muszę się umawiać i gdy przyjadę, to nie będzie to zmarnowane 1,5 h i kilka litrów paliwa w cenie złota. I tu następuje zwrot akcji…
W Jastarni sytuacja się zmieniła (nastąpił przepływ informacji międzywydziałowej). Pani urzędniczka mówi, że jednak jest dużo osób i raczej nie będzie dzisiaj możliwości. Można próbować jutro, ale też nie wiadomo. Matko, jak dobrze, że zadzwoniłam!
Trzeba próbować dalej. Potrzebuję twardego terminu, bo nie uśmiecha mi się marnować większości dnia na niezałatwienie niczego. Ostatnia próba, a jak się nie uda, to zostaje Krokowa.
Wykonuję telefon do Urzędu Gminy w Przywidzu. I tu nie segregują na naszych i nie naszych. Umawiają na termin za 3 (słownie: trzy) dni. Potwierdzam liczbę osób, podaję kontakt do siebie i czuję się, jakbym wygrała los na loterii.
Wycieczka po PESEL
Przywidz jest oddalony od Gdyni o jakieś 40 minut jazdy samochodem, a autobusem to raczej podróż życia, więc być może dlatego kolejki po PESEL niezbyt długie. Jednak byłam pod wrażeniem miłej rozmowy, wsparcia i pomocy. Sama procedura, formalności, pobranie odcisków i nadanie numeru PESEL dwóm Ukrainkom zajęło urzędnikom z Przywidza 30 minut. Szybko, sprawnie i bardzo przyjaźnie.
Zastanawiam się tylko, dlaczego dzisiaj dziwi mnie miła obsługa, chęć pomocy i brak opryskliwości ze strony urzędnika? Dlaczego urzędnik kojarzy nam się często z osobą nastawianą na spławianie, a nie pomaganie? Może dlatego, że to stereotyp, który jest nierzadko powielony, np. przez panią urzędnik bez maseczki z Riviery? Może to potwierdzenie starego powiedzonka „jaki pan, taki kram”…? Pozostawię te pytania bez odpowiedzi z nadzieją na zmianę podejścia.
I tak, gdy umówiłam się na termin w Przywidzu, odwołałam wizytę w Krokowej.
Bardzobdobrze I trafnie napisane!
PESEL prawem nie przywilejem
Ciekawe czy gdyby Pani pracowała w urzędzie i z dnia na dzień dowiedziała się, że ma Pani pracować po godzinach ( czasami nawet do nocy) w chaosie, to była by Pani taka uprzejma i miła. 🙂
Szanowna Pani,
za organizację pracy w miejscu jej wykonywania odpowiedzialny jest pracodawca, a nie petenci. Osoby, które stoją tam w kolejkach nie są temu winne i nie zasłużyły na takie traktowanie. Rozumiem, że do przełożonych urzędnicy tam pracujący zwracają się w ten sam sposób i jest to podyktowane kulturą pracy tego miejsca.
Jestem autorką tego felietonu. Przez 5 lat pracowałam w urzędzie (nie w gdyńskim) i często też pracowałam po godzinach oraz późnymi wieczorami. Nie do pomyślenia było dla mnie takie zachowywanie się. Urzędnik to specyficzny i trudny zawód, jak widać, nie dla wszystkich.