Nauczyciel najważniejszy zawód świata, ilustracja do tekstu.
fot. istock/Inside Creative House

Nauczyciel – najważniejszy zawód świata

Felieton Andrzeja Mańkowskiego

W zeszłym roku odwiedziłem Nowy Jork. W przypadkowych okolicznościach spotkałem tam pewnego Senegalczyka. Miał nieco ponad 30 lat i był analfabetą. Mimo 5-letniego pobytu w USA wciąż nie zdołał nauczyć się pisać, czytać i liczyć. Tłumaczył, że nie ma czasu na naukę, gdyż przez 7 dni w tygodniu musi pracować po 12h dziennie. Ktoś powie – po 12h pracy jest jeszcze dużo czasu na inne sprawy, np. naukę. Zgoda. Pod warunkiem, że człowiek wie, jak się do tej nauki zabrać. On nie wiedział, gdyż nigdy nie miał sposobności, by się tego dowiedzieć. Rozmowa z nim uświadomiła mi, że w dzisiejszym świecie analfabeta jest jak kaleka. Jest krańcowo bezradny, skazany na najgorsze prace i podatny na najpaskudniejsze niebezpieczeństwa. Jakże inne byłoby jego życie, gdyby w odpowiednim czasie poszedł do szkoły i zdobył chodź podstawowy zasób wiedzy i umiejętności. W kontekście tego spotkania podwójnej mocy nabrało we mnie przekonanie, które nosiłem w sobie już od lat: że nauczyciel to najważniejszy zawód świata.

Dlaczego najważniejszy? Po pierwsze – bo zapewnia sztafetę wiedzy. Strach pomyśleć, jak wyglądałby współczesny świat, gdyby nie system powszechnej edukacji, w którym kolejne pokolenia nauczycieli przekazują wiedzę kolejnym pokoleniom dzieci. Reguła ta jest bazowym fundamentem rozwoju cywilizacyjnego ludzkości. Po drugie – bo nauczyciel jest głównym strażnikiem systemu, w którym dzieci uczą się, jak się uczyć, by się czegoś nauczyć. Wiedza może się zmieniać, ale z metodami jej zdobywania zostajemy na całe życie. Jeśli wypracowaliśmy dobre – o ileż łatwiej nam potem dostosowywać się w dorosłym życiu do nowych wyzwań zawodowych, nawet przebranżawiać. Nie lękamy się zmian, bo odczuwamy pewność, że damy sobie radę, że potrafimy nauczyć się nowych rzeczy. Oto niezbyt często nazywana po imieniu, a niesamowicie cenna umiejętność, którą wynosimy ze szkoły, a której przede wszystkim brakowało spotkanemu przeze mnie w Nowym Jorku Senegalczykowi.

Wydawać by się mogło, że skoro zawód nauczyciela jest tak ważny to powinien wszędzie cieszyć się nie podlegającym dyskusji szacunkiem i przekładać na odpowiednio wysoki status społeczny nauczyciela. A co za tym idzie – na jego odpowiednio wysokie zarobki. Czy tak jest? Jeśli przyjrzymy się Europie, to owszem, ale tylko w krajach o wysokim PKB. Przodują Niemcy, kraje Beneluxu i kraje skandynawskie. Najgorzej wynagradzają nauczycieli Polska, Węgry i Bułgaria. Dane te znane są w Polsce od lat, ale są zazwyczaj błędnie interpretowane. Uważa się, że bogaci po prostu mają tyle pieniędzy, że stać ich na rozrzutność i płacenie nauczycielom dobrych pensji. Tu jednak nie chodzi o rozrzutność, bo bogaci – wbrew stereotypowemu myśleniu o nich – na ogół starannie kalkulują i z rozwagą decydują o wydatkach. Jeśli bogaci płacą dobrze nauczycielom to przede wszystkim dlatego, że mają świadomość, iż są bogaci właśnie dzięki nauczycielom. Bo fundamentem bogactwa wyżej wymienionych bogatych jest kapitał ludzki, a nauczyciel odgrywa jedną z głównych ról w procesie formatowania jakości tego kapitału. To nauczyciel pomaga młodym ludziom odkryć drzemiące w nich talenty i w efekcie wybrać właściwą drogę zawodową. Gdy nauczyciel jest fachowy, przenikliwy, pełen empatii i uprawiający swój zawód z pasją to te wybory będą trafione, co w przyszłości przyniesie gospodarce kraju olbrzymie profity.

O tym, że tak to działa, przekonałem się w połowie lat 90. zeszłego wieku, odwiedzając znajomych Niemców mieszkających na osiedlu domów jednorodzinnych w dawnym Berlinie Zachodnim. Było to osiedle ludzi dobrze sytuowanych. Wśród właścicieli domów dominowały trzy najlepiej zarabiające wówczas w Niemczech profesje: lekarze, prawnicy i… nauczyciele. Wyraziłem zaskoczenie obecnością nauczycieli w tym gronie. Niemcy wyjaśnili mi wszystko w kilku zdaniach. Pozostałem ze smutną konstatacją, że w Polsce niestety nie zrozumieliśmy jeszcze, dlaczego nauczycieli trzeba dobrze wynagradzać. Najgorsze jednak, że nie zrozumieliśmy tego do dzisiaj.

Pauperyzacja zawodu nauczyciela postępowała w naszym kraju od początku transformacji ustrojowej i osiągnęła obecnie – nazwijmy to adekwatnie – dno. Nauczyciel – specjalista po wyższych studiach, na którego barkach spoczywa wielka odpowiedzialność kształcenia nowych pokoleń Polaków, zarabia dziś na rękę mniej niż nisko wykwalifikowany pracownik budowlany czy kasjer w sklepie po miesięcznym przeszkoleniu. Jeśli natychmiast nie naprawimy tej sytuacji – czeka nas monstrualny spadek jakości edukacji i – jako następny skutek – spadek jakości kapitału ludzkiego.

Jak ratować tę sytuację? Po pierwsze – systemową afirmacją zawodu nauczyciela. Jej wyrazem mogłaby być jednorazowa podwyżka nauczycielskiej płacy o 2.500 zł brutto. Netto daje to 1.963 zł, co w skali roku byłoby dla budżetu państwa obciążeniem w wysokości ok. 20,7 mld zł. Trzeba mieć nadzieję, że po tegorocznych wyborach parlamentarnych do władzy w Polsce dojdą ludzie, którzy będą umieli podjąć decyzję o takiej podwyżce.

Jak rządzona przez prez. Wojciecha Szczurka Gdynia traktuje szkoły i nauczycieli? Niestety źle. W 2022 r. prez. Szczurek w trybie nakazowym wymusił od dyrektorów gdyńskich placówek oświatowych oszczędności w wysokości 60 mln zł. Tłumaczył to obniżeniem centralnej subwencji oświatowej. Nie powiedział całej prawdy. Owszem, obniżenie subwencji nastąpiło, ale nieznaczne. Głównym powodem tak radykalnych cięć było widmo bankructwa, na krawędzi którego stoi dziś rządzona przez prez. Szczurka Gdynia. Minus 60 ml zł natychmiast przełożyło się m.in. na wykasowanie zajęć pozalekcyjnych w szkołach, odejścia ze szkół wielu wysoko wykwalifikowanych nauczycieli, redukcję szkolnego personelu pomocniczego czy ograniczenie współpracy szkół z poradniami psychologiczno – pedagogicznymi. Trzeba mieć nadzieję, że po wyborach samorządowych w 2024 r. do władzy w Gdyni dojdą ludzie, którzy będą umieli zahamować tę edukacyjną apokalipsę.