Odrębne stany świadomości, czyli czego nie wiecie o gdyńskim Urzędzie Miasta
Jest taki żarcik, jak to rodzice, patrząc na swoje niemiłosiernie umorusane dziecko, z mieszaniną przerażenia, załamania i rozpaczy, mówią do siebie: „Myjemy, czy robimy nowe?”. Czy w realiach gdyńskiego urzędu to tylko żarcik?
Miejskie inwestycje w Gdyni
Przez ostatnich kilka lat słychać mocne głosy, że w Gdyni coraz mniej powstaje nowych inwestycji. Chodzi oczywiście o te, realizowane przez miasto, a nie te finansowane ze środków portu, kolei, samorządu wojewódzkiego czy inwestorów prywatnych – oni swoje robią. Ostatnio gdyński samorząd wielokrotnie częściej mówi, że zbuduje niż rzeczywiście buduje – ale sprawny komunikat, w dodatku zwielokrotniony i obudowany wizualizacjami, działa.
I teraz pytanie: kto w Gdyni miejskie inwestycje planuje, nadzoruje realizacje i odbiera?
Odpowiedź, którą uwielbia każdy prawnik, brzmi: to zależy.
Kto jest odpowiedzialny miejskie inwestycje?
Pewnie jest jakiś wydział Inwestycji – mówią ludzie i mają rację. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że liczba jednostek organizacyjnych odpowiedzialnych za inwestycje jest znacznie większa. To dobrze, czy źle? Dobrze, jeśli taka jest strategia, gorzej, jeśli to wynik taktyki, rozgrywek i dublowania niewydolnych struktur. Bo choć Wydział Inwestycji miał w historii okres świetności i sprawnego działania, to w okresie późniejszym widać było wyraźny kryzys: w zasadzie inwestycje albo nie powstawały, albo realizowane były z gigantycznym opóźnieniem, albo konstruowano je w nieprawdopodobnym zwarciu z innymi jednostkami miasta, które uczestniczyły w uzgadnianiu projektów. Było widać tę zapaść w samym wydziale i było też niestety widać, że impulsy odgórne też nie są skuteczne.
Co w takiej sytuacji robi się w firmie?
Zmienia się kierownictwo, robi się przegląd zasobów ludzkich, dokonuje reorganizacji i rusza do przodu.
Co robi się w urzędzie?
Buduje się bypass – obejście, które nie przeszkadza istnieć dotychczasowej strukturze, a pozwala powołać struktury równoległe. Najpierw więc z Wydziału Inwestycji wyodrębniono kolejny – Wydział Przygotowania Inwestycji, ale sytuacja się nie poprawiła. Ani szybciej, ani sprawniej – a raczej drożej.
Zdecydowano, że warto przygotowywanie projektów finansowanych zewnętrznie powierzyć innej komórce, ale szybko okazało się (jak się wydaje, ze względów personalno – taktycznych), że lepiej … dwóm. Najpierw powstał zatem Wydział Projektów Europejskich, a potem podzielił się na Wydział Projektów Infrastrukturalnych oraz Wydział Projektów Rozwojowych. Nie pytajcie o czytelne kryterium podziału.
Gdy zapaść Wydziału Inwestycji nie ustawała, stwierdzono, że pora w kompetencje inwestycyjne wyposażyć kolejną jednostkę, która do tej pory tym się nie zajmowała, koncentrując się na działaniach miękkich, czyli Laboratorium Innowacji Społecznych. Tak zwany LIS dostał zatem za zadanie nauczyć się inwestycji w boju, zajmując się tymi prowadzonymi w ramach programów rewitalizacyjnych. I tak oto mamy kolejną ekipę inwestycyjną.
Czyli uznano, że skala zapaści Wydziału Inwestycji jest tak wielka, że robotę lepiej od niego zrobi ekipa z zerowym doświadczeniem inwestycyjnym – i tak się właśnie stało.
Jest jeszcze ZDiZ oraz Gdyńskie Centrum Sportu…
Wiele mniejszych inwestycji typu place zabaw czy siłownie na świeżym powietrzu realizował z kolei ZDiZ. Ponieważ nie wszystkim odpowiadało to jak to robią, w jakim tempie i standardzie, postanowiono nie poprawiać tego, jak to działa, tylko równolegle do tych samych zadań wprowadzić kolejną jednostkę – Gdyńskie Centrum Sportu. W tym samym czasie w kilku miejscach w Gdyni powstawały w zasadzie identyczne siłownie pod chmurką – jedne realizowała jedna jednostka, inne – druga. Trzeba przyznać, że na tamtym etapie GCS było wyraźnie sprawniejsze.
Czy to koniec? A skąd! Wspomniany już GCS to oczywiście poważniejsze inwestycje niż owe siłownie, bo i boiska i różne inne obiekty. A kto buduje, rozbudowuje w Gdyni szkoły? Tu też można być zaskoczonym: czasem trafi na Wydział Budynków, przy czym na ogół dotyczy to spraw remontów i podnoszenia standardu istniejących budynków, czasem uaktywni się Wydział Inwestycji, a czasem – i to mnie najbardziej zaskakuje – okazuje się, że głównym odpowiedzialnym za nadzór i przebieg inwestycji okazuje się … dyrektor szkoły. Skąd miałby się na tym znać – nie wiem. Jak widać, każdy pomysł, by bypasować kiepsko działającą strukturę, jest cenny.
Flagowych inwestycji miejskich u nas coraz mniej, a zespołów, które powinny je przygotowywać i realizować – przybywa.
Pierwsza część: Odcinek 1 – Wydział Ludzi Kłopotliwych
Druga część: Odcinek 2 – Komu wydział, komu?
Napisz odpowiedź