Kolejka do kolejki na Kamienną Górę
fot. Anna Błaszczyk

W kolejce na kolejkę…

kolejka na miarę naszych możliwości

Trochę zaczynam się obawiać, że z tych obserwacji atrakcji gdyńskich wyjdzie mi cykl „upierdliwy mieszkaniec”. Po opisaniu spostrzeżeń na temat płatnych toalet na placu zabaw przy plaży miejskiej i zamkniętej na cztery spusty lodziarnia Mariola, przyszedł czas na kolejkę na Kamienną Górę.

Kolejka na Kamienną Górę

Wybrałam się z rodziną w sobotni poranek na spacer po Gdyni. Chciałam pokazać naszemu trzyletniemu gościowi atrakcję na miarę naszego miasta (kolejka na Kamienną Górę), żeby maluch poczuł się prawie jak w Barcelonie czy przynajmniej w takim Wrocławiu. U nas trochę skromniej, bo tylko 96m długości trasy i 2 minuty jazdy. Ale jest? No jest i trzeba się cieszyć z tego co się ma!

Ustawiliśmy się w kolejce, gdzie stało już ok 15 osób. Za nami zaczęli ustawiać się następni i co mnie niezmiernie ucieszyło – obcokrajowcy, których w obecnych czasach covidowych zbyt wielu nie ma, a jednak ciekawość naszego miasta przywiodła ich do tej atrakcji.

Kolejka do kolejki..

Po około 10 minutach już nie byłam taka dumna, że oni tam stoją. W zasadzie to modliłam się, żeby nie zaczęli zadawać pytań typu – dlaczego czekamy tyle czasu a szanse na wjechanie i zobaczenie panoramy naszego miasta w zasadzie są cały czas takie same jak 10 minut temu. Trochę stres, wyszlibyśmy na nieuków, bo nawet znając wszystkie języki świata, nie potrafilibyśmy im odpowiedzieć na to pytanie.

W ciągu następnych kilkunastu minut trochę się przesunęliśmy do przodu, ale bardziej było to związane z rezygnacją niektórych chętnych przed nami, a w zasadzie już niechętnych. Za nami rotacja odbywała się jeszcze szybciej. Obcokrajowcy, też na szczęście sobie poszli nie zadając pytań. Czułam się trochę ja w „Shreku”, kiedy osioł natrętnie pyta czy daleko jeszcze.

Zaczęliśmy sobie obliczać czas wjazdu i zjazdu, długość postoju (nie wiedzieć czemu taki długi), liczbę miejsc w wagoniku i doszliśmy do wniosku, że też już nam się nie chce. Nawet dzieciom się odechciało.

Przypomnieliśmy sobie jak to było w innych miastach. Nie oszukujmy się, że nasza kolejka dorówna tym w prawdziwych górach, ale dobrze by było, gdyby dorównała przynajmniej takiej wrocławskiej „Polince”. Jakoś nikt nie mógł sobie przypomnieć, żeby ktoś musiał tam otwierać nam i zamykać drzwi czy naciskać guzik za nas. Sami to robiliśmy i zawsze dojeżdżaliśmy. Nikt nie zginął, kolejki nie spadały z wysokości.

Rozumiem, że emeryci muszą czasami dorabiać, ale zamiast sadzać pana (chyba windowego, bo ta nasza kolejka bardziej przypomina jednak windę) i zajmować miejsce w czteroosobowym wagoniku (przepisy sanitarne), może warto posadzić go przy kamerze i dać do dyspozycji zestaw guziczków. Nie będzie zajmował miejsca, a i kolejka może będzie mogła efektywniej działać, bo emeryt ogrzany, najedzony, napojony to człowiek szczęśliwszy. Tym bardziej, że z tym podejściem do klienta u tych panów też różnie bywa. No chyba, że to taki celowy zabieg…

Obok Gdyńskiego Centrum Filmowego, więc może jakość obsługi i usługi ma czasami nawiązywać do filmów Barei.

Taki rodzaj kolejki na miarę naszych możliwości

Przeczytaj także: Gdynia to bardzo bogate miasto