O komunikacji miejskiej w Gdyni można napisać książkę, która składałaby się z tragicznych i często bardzo komicznych opowiadać, które jednocześnie przepełnione byłyby żalem, podziwem i nadzieją.
Myślę, że biorąc pod uwagę popularność tego tematu to byłby miejski HIT. Mogłabym też dołożyć swoją cegiełkę :).
Duże miasto = duże odległości
Mniejsze miasta mają to do siebie, że nawet bez sprawnej komunikacji miejskiej całe miasto można przejść pieszo wzdłuż i wszerz. Większe miasta, takie jak Gdynia tego komfortu już nie mają. Mieszkańcy, którzy chcą przemieszczać się po całym mieście muszą korzystać z dostępnych form transportu (nie tylko własnych nóg):
- autobusy i trolejbusy (pod warunkiem, że nie podróżujemy z rowerem, wózkiem dziecięcym lub inwalidzkim),
- SKM,
- PKM (jeżeli jest w naszym zasięgu),
- rowery (jeżeli nie musimy codziennie jeździć z dziećmi, laptopem i zakupami pod górę),
- hulajnogi (jeżeli mamy lekki bagaż i podróżujemy sami),
- skutery,
- motocykle,
- samochody itd.
Gdynia jako miasto przyjazne środowisku i wspierające komunikację miejską zadbała oto, aby w samym sercu miasta przystanki były ułożone w miarę blisko siebie, a autobusy kursowały niezwykle często umożliwiając sprawne poruszanie się mieszkańców w centralnych punktach.
Przynajmniej tak to wygląda dla osoby, która nie korzysta codziennie z dobrodziejstw gdyńskich rozwiązań autobusowych i trolejbusowych.
(W rzeczywistości Gdynia dba o nasze zdrowie. Warto mieć przy sobie zegarek z licznikiem kroków. 10 tys. kroków w dużym mieście jak Gdynia można zrobić przerzucając się z samochodu na autobus każdego dnia, prócz weekendów).
Kiedy przy głównej ulicy autobusy nie jeżdżą
Pewnego wiosennego dnia (w roku 2022) wybrałam się do gabinetu stomatologicznego w centrum miasta. W związku z tym, że nie czułam się za dobrze, miałabym problem z parkowaniem, a dodatkowo pogoda nie była zbyt przyjemna (było chłodno i padał deszcz) udałam się na zabieg taksówką. Umówiona byłam na godzinę 15. Moja wizyta skończyła się około 16. Pechowo przez 15 minut nie udało mi się zamówić taksówki. Wszystkie były zajęte. Stawka za dojazd z okolic ul. Śląskiej na Chwarzno sięgała momentami 70 zł, ale nawet za taką kwotę nie było wolnego pojazdu.
Mimo złego samopoczucia postanowiłam udać się na najbliższy przystanek. Ucieszyłam się ogromnie, bo okazało się, że za 5 minut będzie autobus, którym mogłabym podjechać na Węzeł Franciszki Cegielskiej i tam przesiąść się w 147 lub 160. Czekałam 5 minut autobusu nie było. Zaczęłam znów bezskutecznie poszukiwać wolnej taksówki. Czekałam kolejne 5 minut. Autobusu wciąż nie było. Nikt też na przystanek nie przychodził. Kolejne 5 minut… Stwierdziłam, że autobus pewnie nie przyjedzie lub był wcześniej (nie doczytałam, że ostatni po godzinie 16.00 jeździ tylko w dni wolne od nauki szkolnej).
Dla niewtajemniczonych na ul. Śląskiej w Gdyni (jednej z głównych ulic), na odcinki umiejscowionym w pobliżu serca miasta, jeździ tylko jeden autobus. Poniżej rozkład. Jest to całkowicie zrozumiałam, że ten autobus jeździ tak rzadko. W końcu jesteśmy w centrum i każdy dwie zdrowe nogi ma i może przejść się na Władysława IV czy na ul. Warszawską. A do tego założę się, że to nie jest często wybierana linia ani przystanek (ciekawe, dlaczego?).

Postanowiłam udać się na kolejny przystanek na Władysława IV. Z powodu złego samopoczucia i dużego bólu nóg, wycieczka była dla mnie ciężka i wydawała mi się bardzo długa. Przeszłam tunelem, wyszłam na Żwirki i Wigury.
W zasięgu wzroku miałam dwa przystanki jeden na przeciwko Batorego, a drugi przy szkole. Rzadko bywam w tamtym rejonie, więc wydawało mi się, że skoro autobus jedzie tamtą trasą to zatrzymuje się na każdym przystanku.
Wybrałam przystanek przy szkole. Doszłam i się zdziwiłam. Okazało się, że mój autobus nie zatrzyma się na tym przystanku i muszę dojść na skrzyżowanie… Cóż miałam zrobić? Ruszyłam wolnym krokiem przed siebie…
Spontaniczne wyjście na autobus? Nie w Gdyni
I tu historia robi się śmieszna, ponieważ, kiedy byłam mniej więcej w połowie pomachałam swojemu autobusowi. Przejechał obok mnie. A ja wiedziałam, że na następny sobie poczekam. W tym samym momencie przelatujący ptak obdarował mnie ogromną kupą z nieba i przypomniał tym samym, że czas znaleźć wolną taksówkę.
Na szczęście udało się.
Wniosek? Nigdy nie liczcie na spontaniczne wypady do miasta w godzinach szczytu. Mogą się skończyć jak u mnie.
P.S. Skończyłam na antybiotykach. Nie była to dobra pogoda na taką wycieczkę.
Zobacz także: Linia 181, czyli najdłuższe 2 minuty w życiu…
Śmieszny wpis. Wystarczyło przejść na Warszawską, gdzie jeździ komunikacja obsługująca ul. Śląską.
I taki miał być – zabawny i sytuacyjny.