Za nami dwudniowa konferencja „Miasta świadome – globalne wyzwania, lokalne rozwiązania, edycja II”
Moim zdaniem konferencja okazała się merytorycznie nierówna – niektóre panele były arcyciekawe i innowacyjne, ale były też, niestety, dużo mniej wartościowe. Konferencję zwieńczyły 4 warsztaty on-line do wyboru.
Na szczególną uwagę zasługuje, w mojej opinii, wystąpienie „Międzymieście. W zawieszeniu między oczekiwaniami a realnością” Artura Celińskiego (Magazyn Miasta/ DNA miasta) oraz panel dyskusyjny „Innowacje społeczne w przyszłości. Jak będą wpływać na świat po pandemii”.
To między innymi właśnie tutaj możemy usłyszeć o nowej spółdzielczości (i przykładzie Spółdzielczej Ewy), back shopach, fair bnb, facylitacji, intersekcjonalności i mental mieście. Padają tam na pierwszy rzut oka kontrowersyjne stwierdzenia takie jak „im więcej środków na innowacyjność, tym mniej innowacyjnych rozwiązań” ,”przypadek sprzyja innowacjom” oraz „nie bójmy się konfliktu”. Następuje też redefinicja słowa „sukces” – efektywność zamiast efektowność, zachęta by nie skupiać się na efekcie ‘wow’ i zdefiniować słowa ‘smart’ jako zrobienie czegoś z niczego. Była również o mowa o liderach i mądrym zarządzaniu.
Wystąpienie „Jak budować dialog i zaufanie społeczne?” Aleksandry Zemke okazało się kolejnym jasnym punktem tej konferencji, a historie z Amsterdamu i Barcelony o supermanzanach były niezwykle inspirujące.
Niezwykle mocno wybrzmiało stwierdzenie: „Silne dzielnice – miejski układ odpornościowy”. Padła ciekawa teza, że kluczowe jest wsparcie i zaufanie między mieszkańcami a włodarzami na zasadzie współinwestowania, ale też współzarabiania. Była również mowa o mieście dla młodzieży i adaptacji miasta do klimatu, o pejoratywnym zjawisku jakim jest green washing, o pokorze w innowacyjności, produktywizmie i roli płci w mieście.
A jak wyglądają nasi włodarze na tle innych? W panelu wiceprezydent Michał Guć zdecydowanie wiedział o czym mówi, wspominał o planie Utrechta, o nowoczesnej opiekuńczości miasta, ale też stwierdza że „Muszą być i marzyciele i rzemieślnicy”. Natomiast wiceprezydent ds. gospodarki Katarzyna Gruszecka-Spychała mówiła tak:
„Ja nie odczuwam jakiejś istotnej potrzeby wzmagania kompetencji rad dzielnic czy też zwiększania ich możliwości budżetowych… Co więcej może, co być może nie jest zjawiskiem pozytywnym, ale ja po prostu je obserwuję nie oceniając. Widzę pewną niechęć mieszkańców do tego, żeby działać w zorganizowanych strukturach.., opisanych w prawie administracyjnym towarzyszy mieszkańcom, nie umiem powiedzieć czy jest to trend trwały czy chwilowy, natomiast mam silne wrażenie, że wzmacnianie tych ciał, którym można nadać statuty i wyposażyć w pewne kompetencje na gruncie prawa administracyjnego w tej chwili nie jest drogą która jest potrzebna…”
Czy to jest ta wspomniana „kwaśna innowacyjność’ i „instytucjonalna skleroza”?. Gdzie tutaj jest patriotyzm dzielnicowy o którym tak często i głośno się obecnie mówi?
Czy aktywność mieszkańców to anarchia? Zostawiam ocenę słów pani prezydent bez komentarza.
Poniżej oczekiwań okazały się panel dyskusyjny o opensourcowej platformie pilotażowej Decidim, UrbanCafe oraz badania foresightowe Busola Trends.
Hucznie uruchamiana i promowana Gdyńska Platforma Dialogu prezentuje się niestety jako „nadmuchany balon pusty w środku”. Brakuje mu narzędzi i funkcjonalności, komunikatora z uczestnikami zespołów, grup nieformalnych, zaawansowanego komponentu analityczno-badawczego a konsultacje dla mieszkańców zawężone są do głosowania na nazwę ulicy na Chyloni.
Tymczasem temat Polanki Redłowskiej od wielu lat lat nie potrafi być rozwiązany tak, aby zarówno urząd jak i mieszkańcy byli zadowoleni. A może lepszym pomysłem byłoby dodanie platformy do gdyńskiej aplikacji Gdyńskie Centrum Kontaktu, które cieszy się zdecydowanie większym zainteresowaniem i użytecznością wśród gdynian?
Rewolucją w temacie konsultacji społecznych byłoby wprowadzenie cyfrowej demokracji bezpośredniej podobnej do tej realizowanej przy okazji głosowania nad Budżetem Obywatelskim, gdzie mieszkańcy wiążąco głosowaliby nad przedstawianymi projektami radnych miasta przy udziale ciał opiniodawczo-doradczych. Cytując jednego z uczestników konferencji „nic dla nas o nas bez nas”. Partycypacja obywatelska jest tutaj kluczowa. Pewną nadzieją na ewolucję platformy jest fakt, że działa ona dopiero od około 2 miesięcy i nie było zbyt wiele czasu na rozwinięcie skrzydeł.
Realizacja projektu Urban Cafe przypadła na czas pandemii, co uniemożliwiło bezpośredni kontakt mieszkańców i luźną rozmowę przy kawie o ważnych sprawach miejskich. O badaniach ciężko powiedzieć cokolwiek, bo wyniki nie zostały przygotowane a jedynie pokazane 4 scenariusze, które nie są żadną predykcją ani projekcją przewidywanej przyszłości a raczej opisaniem zastanego stanu i teraźniejszości. W badaniu wzięło udział jedynie 40 osób, mam wrażenie że to dość mało jak na prawie 250-tysięczne miasto. Zabrakło w tym konkretniejszej wizji, wyobraźni i futuryzmu, jak będą wyglądać miasta, jak będziemy się przemieszczać, jakie nowe zawody nas czekają, jak będą wyglądać relacje społeczne, czy nadal będzie demokracja a może flipizm?
Na koniec konferencji wystąpił Wojciech Kłosowski z wykładem” Rola kultury wobec wyzwań kryzysu klimatycznego i pandemii w Polsce” i jego złowieszczymi – oby nie proroczymi stwierdzeniami – o permanentnym braku stabilności, srebrnym tsunami i surowcach krytycznych brzmią jak wizja świata z apokalipsy według ewangelii Św. Jana.
Konferencja pokazała, że są osoby, które są świadome złożoności miasta
Podsumowując, konferencja pokazała że, są osoby które rzeczywiście są świadome złożoności miasta i jego procesów, potrafią wskazać problemy i możliwe kierunki jego podążania. Pytań jest nadal wiele:
- Czy zieleń możemy traktować w kategoriach partnerskich a nie jedynie użytecznych?
- Czy jest możliwe stworzenie rankingu Polaka płacącego największe podatki zamiast najbogatszego Polaka?
- Czy jest możliwa zmiana mindsetu tak, aby zarówno włodarze jak i mieszkańcy mogli harmonijnie tworzyć wspólny dom jakim jest miasto dla siebie i przyszłych pokoleń?
Zapraszam do obejrzenia konferencji.
Pozdrawiam
Proszę sobie zadać pytanie do kogo skierowany jest Pana artykuł. Zdecydowana większość sformułowań nie jest zrozumiała dla czytelników, chyba, że ja tylko tak mam. Wg mojej opinii zdecydowanie za liczne są rady gmin, miast, dzielnic. Radnych miast powinno być mniej dla polepszenia konkurencyjności, powinni być zawodowi i lepiej opłacani. Na przykładzie Gdyni, po co płacić tym wszystkim radnym Samorządności, którzy i tak bezmyślnie podpisują wszystko co prezydent i zastępcy podsuną. Faktyczna władza należy do 3-4 osób. Co do rad dzielnic – np. Rada Dzielnicy Babie Doły z taką planową liczbą radnych jest tworem całkowicie niedemokratycznym. Planowaniem, innowacyjnością powinny zajmować się ośrodki powołane np. przy Związku Miast Polskich (jakikolwiek to prawidłowa nazwa) i dawać wytyczne. W Gdyni zajmuje się tym bodajże LIS. Składamy się, żeby za parę milionów tworzyli plany i koncepcje „do szuflady”. Przed chwilą byłem świadkiem jak na wielu przystankach ludzie wysiadający z autobusów ślizgali się na nieposypanych chodnikach… Takie priorytety.
Witam Panie Krzysztofie, przed konferencją też nie znałem części z tych sformułowań dlatego też zachęcam do obejrzenia a z pewnością rozjaśni się Panu parę spraw. To co Pan pisze to truizm, z której nic nie wynika, stawia Pan pewną diagnozę ale bez recepty. Według mnie jakość i profesjonalność radnych w dużym stopniu właśnie zależy od obywateli, którzy monitorują, oceniają, krytykują i co ważne biorą czynny udział w tworzeniu projektów, podejmowaniu decyzji i wprowadzaniu ich w życie. Nikt nie wie wszystkiego, nawet najlepszy profesjonalista, instytucja, ośrodek typu Związek Miast Polskich, stowarzyszenie czy gremium naukowe, według mnie jedynie w kooperacji jesteśmy w stanie wypracować dobre rozwiązanie a im mniej głosów, opinii, ekspertyz tym gorszy efekt końcowy. RD jest 'niedemokratyczna’, bo zabrakło zainteresowania i zaangażowania mieszkańców, co z zasady nie oznacza że nie wykonuje swojej pracy należycie biorąc pod uwagę możliwości kadrowe i statutowe choć wnioski na przyszłość powinny być wyciągnięte. Partycypacja obywatelska jest jednym z wątków podnoszonych na konferencji. Pozdrawiam
Co Pan konkretnie uważa za truizm (czyli takie stwierdzenie prawdziwe ale banalne)? Czy Rada Miasta Gdyni to taki „think tank”, który, przy użyciu najnowszej wiedzy naukowej i rozwiązań z całego świata, podejmuje gremialne decyzje służące miastu i jego obywatelom? Czy też maszynka do głosowania nad tym co parę osób sobie wymyśli? „Zrównoważony rozwój” w gdyńskim wydaniu to: porozrywana sieć dróg rowerowych malowanych często farbą na jezdniach i chodnikach, strajkujący kierowcy ZKM, likwidacja miejsc parkingowych i zwiększanie cen istniejących, brak inwestycji drogowych, brak lub przedłużające się remonty, ekonomiczne „zabijanie” centrum miasta. Pracy Rady Dzielnicy nie oceniałem ale jej brak demokratyczności jest realnym zagrożeniem. Teoretycznie możemy sobie wyobrazić, ze za jakiś czas np. znajdzie się grupa wędkarzy, którzy zgłoszą się na radnych, utworzą większość i ograniczone środki dzielnicy będą przeznaczać na zarybianie wód Zatoki…. Taki przykład. Moją receptą w warunkach ograniczonych zasobów jest określenie potrzeb i priorytetów, które mogą zostać realne zrealizowane. Tak obrazowo: mamy zepsuty rower i niewiele pieniędzy. Wg Pana koncepcji siadamy i planujemy jakie to nowoczesne opony kupimy, na jaką zmienimy ramę, a może kupimy nowy. Wg mojej koncepcji naprawiamy to na co nas stać: łatamy dętki, naprawiamy hamulce i jeździmy. Pan widzi integrację dzielnicy poprzez budowę przystani sąsiedzkiej za miliony, ja napisałem jak można wykorzystać to co już mamy („Integracja sąsiedzka?”)…
Właśnie to wszystko co Pan pisze jest truizmem i w dużej mierze się z tym zgadzam ale nie wystarczy to stwierdzić tylko znaleźć konkretne rozwiązania, następnie środki i poparcie danej społeczności. Krytyka jest dopiero pierwszym etapem i to tym najłatwiejszym nierzadko. Bardzo ciekawy przykład z wędkarzami, dlatego też wspomniałem o partycypacji mieszkańców w procesie rozwoju swojego miasta. Jakby osób chętnych do zaangażowania w sprawy dzielnicy było więcej od dostępnym wakatów nastąpiła by weryfikacja na podstawie ilości oddanych głosów czyli ta 'demokratyczność’ o której Pan wspomniał i niekoniecznie radnymi by zostali wędkarze-:). Pana pomysły integracji sąsiedzkiej skomentowałem pozytywnie jeśli dobrze Pan pamięta i zachęciłem do działania sam również taką wolę wyraziłem. Ja jednak uważam że należy działać dwutorowo, owszem korzystać z tego co się ma czyli „coś z niczego” jako według mnie trafna definicja słowa 'smart city’ ale to z pewnością nie wystarcza ( proszę odwiedzić radę dzielnicy podczas sesji i zobaczyć że staramy się właśnie załatwiać te 'małe’ sprawy ale nawet takich bardzo często nie możemy np. wspomniane przeniesienie przystanku autobusowego czy otrzymanie oświetlenia 'żagli’ na święta czy wręcz trywialny pomysł posiadania loga dzielnicy, który to został odrzucony ze względów formalnych tj. statutu RD) ale również dążyć do zmian centralnych, tych wspomnianych 3-4 osób, ich sposobu aroganckiego myślenia i działania na pokaz quasi konsultacyjnego społecznie.